Nie jestem osobą, która chodzi z dredami czy warkoczykami, na co dzień unikam też raczej takich kolorów, ale skoro koncert to: czemu nie? Tym razem postawiłam na kolczyki, które zakupiłam dwa lata temu na Punky Reggae Live i paznokcie.
Pogrzebałam w szafie mojej, pogrzebałam w szafie mojej mamy. Ostatecznie znalazłam 3 lakiery, które mnie interesowały, czyli: czerwony, żółty i zielony. Znalazłam też gąbeczki do podkładu, których nie używam, ale zostały mi po malowaniu dzieciaków na Halloween (KLIK).
Najpierw chciałam uzyskać efekt jak przy normalnym ombre, tak, żeby kolory ładnie przechodziły jeden w drugi, ale później pomyślałam, że jak szaleć to szaleć, niech każdy kolor będzie dobrze widoczny. Najwięcej problemów miałam z zielonym, który zamiast coraz ciemniej wychodził coraz jaśniej. Do niektórych paznokci przykładałam gąbeczkę trzykrotnie, ale ostatecznie wyszło prawie tak jak chciałam.
Oczywiście nie wystarczyło mi to i musiałam coś dodać. Okazało się, że mam cyrkonie w takich kolorach, więc kolejny raz: "czemu nie?" :) Najbardziej zaskoczyło mnie to, że nadal mam te paznokcie i do tej pory nie odpadła mi ani jedna cyrkonia. Wszystkie są na swoim miejscu, a byłam pewna, że po jednej nocy nie będzie połowy. Miłe zaskoczenie :) Zalałam je dobrze top coatem, przez co jednak straciły swój połysk.
Tutaj jeszcze bez top coata: